Wiedeńskie ciekawostki i absurdy cz.1
Witajcie moje kochane Czytelniczki (i Czytelnicy, jeżeli oczywiście jacyś są)! Korzystając z tego, że los się do mnie uśmiechnął i mam niepowtarzalną szansę pomieszkania przez rok w Wiedniu, postanowiłam stworzyć nową serię wpisów "Wiedeńskie ciekawostki i absurdy". Przyznam, że inspiracją była dla mnie Izis, która w cyklu "Ciekawostki znad fiordów" w bardzo interesujący sposób opisuje swoje codzienne życie w Norwegii. Bardzo polecam i to nie tylko osobom, które są zafascynowane Skandynawią! Wracając do stolicy Austrii, będę opisywała w tej serii wszystko to, co mnie zaskoczyło, począwszy od architektury i unikalnych rozwiązań, a skończywszy na tutejszych zwyczajach i stylu życia. Mam nadzieję, że Wam się spodoba!
1. Nad pięknym modrym Dunajem... tylko którym?
Wspominałam już, że zanim zamieszkałam w Wiedniu nigdy wcześniej tam nie byłam? Gdy dwa miesiące wcześniej dowiedziałam się, że wyjedziemy do stolicy Austrii, próbowałam powstrzymać się od przeglądania map Google i studiowania zdjęć w Internecie. Chciałam mieć niespodziankę.
Jadąc pod koniec września załadowanym po brzegi autem miałam przed oczami mgliste wyobrażenie miasta: stare kamienice, dostojne gmachy, pałace i ogrody pełne róż, wesołe miasteczko... a wzdłuż tego wszystkiego wije się niczym wstęga piękny, modry Dunaj z walca Johanna Straussa, otoczony uroczymi kafejkami, sklepikami i promenadą, którą wieczorem oświetlają stare uliczne latarnie. Zakochani spacerują pod rękę, w powietrzu unosi się woń kwiatów, na gładkiej tafli wody pływają dostojnie kaczki i łabędzie... Stop! To już chyba nie ten utwór :).
Jadąc pod koniec września załadowanym po brzegi autem miałam przed oczami mgliste wyobrażenie miasta: stare kamienice, dostojne gmachy, pałace i ogrody pełne róż, wesołe miasteczko... a wzdłuż tego wszystkiego wije się niczym wstęga piękny, modry Dunaj z walca Johanna Straussa, otoczony uroczymi kafejkami, sklepikami i promenadą, którą wieczorem oświetlają stare uliczne latarnie. Zakochani spacerują pod rękę, w powietrzu unosi się woń kwiatów, na gładkiej tafli wody pływają dostojnie kaczki i łabędzie... Stop! To już chyba nie ten utwór :).
Pierwszy wieczór na mieście był dość chaotyczny, bo uparłam się, że chcę zobaczyć rzekę. Katedra św. Szczepana. Fajnie, tylko w którą stronę do Dunaju? Prater. O! O! Diabelski młyn! Pewnie za nim jest Dunaj! I tak jeszcze kilka razy. Coraz bardziej oddalaliśmy się od centrum aż w końcu dotarliśmy do popisanego graffiti mostu. Było nieprzyjemnie zimno, ciemno i głucho. Nie licząc żula, który spał na ławce i grupki podejrzanych typów nie było tam żywej duszy. Oglądając się za siebie, szybkim krokiem doszliśmy do połowy mostu, gdzie ukryta była (na szczęście!) stacja metra i z ulgą opuściliśmy to miejsce. Kolejny raz w życiu miałam okazję przekonać się o tym, że rzeczywistość ma się nijak do pięknych wyobrażeń.
Dunaj widziany z Kahlenbergu. |
Tego samego wieczoru, po powrocie do mieszkania wyciągnęłam z torby podróżnej przewodnik po Wiedniu, który kupiłam w Polsce i zaczęłam studiować plan miasta. Pomijając fakt, że Dunaj do którego udało mi się dotrzeć miał dwa koryta, to w dodatku jest jeszcze Donaukanal i Alte Donau? To który jest tym właściwym Dunajem?
Donaube i Neue Donau Źródło: www.wikipedia.de |
Alte Donau Źródło: www.wikipedia.de |
Donaukanal Źródło: www.wikipedia.de |
Współczesny przebieg rzeki jest wynikiem jej regulacji. Kiedyś stolicę Austrii nękały liczne powodzie. Żeby chronić swoje miasto przed niszczycielskim żywiołem, Wiedeńczycy "wyprosili Dunaj" z centrum i przesunęli go dalej, tworząc nowe koryto oraz rozlewisko Alte Donau. Płynący najbliżej starówki Donaukanal, zwany także Małym Dunajem, jest pierwotną odnogą, która została ujarzmiona przy pomocy betonowych umocnień i zachowana do dziś.
Mijały lata i Wiedeń coraz bardziej się rozrastał. Dawne tereny podmiejskie zaczęły być coraz liczniej zasiedlane, a zaraz za rzeką powstawał nowoczesny kompleks wieżowców zwany UNO City. Potrzebowano nowego rozwiązania, które zapewniłoby ochronę przeciwpowodziową nie tylko zabytkowej części miasta, ale także nowym dystryktom. Wykopano równoległy kanał Nowy Dunaj, a z pozyskanej w ten sposób ziemi utworzono wyspę, która dziś jest terenem rekreacyjnym. Na ponad 20 km długości ciągną się trasy spacerowe i ścieżki rowerowe.
Donauinsel i główny nurt Dunaju, luty 2015 |
Prawda jest taka, że Dunaj, który kiedyś był inspiracją dla Johanna Straussa do stworzenia swojego słynnego walca, obecnie nie istnieje i kompozytor złapałby się z niedowierzaniem za głowę gdyby zobaczył jak dzisiaj wygląda wiedeński odcinek rzeki.
2. Plaże nudystów.
Nowy Dunaj ograniczony jest tamami i staje się przepływowy tylko w przypadku zagrożenia powodzią. Woda jest przejrzysta i błękitna, na jego brzegach powstały więc kąpieliska i plaże. Nie jest tajemnicą, że latem wyspa staje się mekką dla nudystów. Zresztą sam burmistrz Wiednia jest podobno stałym bywalcem i (naturalnie) popiera inicjatywę. Od znajomych dowiedziałam się, że mieli w wakacje duży problem ze znalezieniem w okolicy plaży tekstylnej, na której mogliby się poopalać w stroju kąpielowym. Nie pytałam jak to rozwiązali :)
Donauinsel i Nowy Dunaj, luty 2015 |
Mało które miasto wielkości Wiednia może szczycić się wodą tak czystą, że można ją pić bezpośrednio z kranu i smakuje o wiele lepiej od butelkowanej, którą zwykliśmy kupować w sklepie. Wiedeńska woda pozyskiwana jest z alpejskich źródeł wysokogórskich i płynie do stolicy 120 km akweduktem (wspominałam już o tym we wpisie Okiem Pepy: Przedsionek Alp). Mało tego, po drodze przepływa przez elektrownię wodną wytwarzając przy tym 65 milionów kilowatogodzin energii, czyli tyle, ile potrzeba na pokrycie zapotrzebowania na prąd całego miasta!
Wiedeńska woda pozyskiwana jest m.in. ze źródeł, które znajdują się na obszarze góry Schneeberg (2 076 m n.p.m.) |
Zanim zamieszkałam w stolicy Austrii, całe życie spędziłam na Śląsku i od dziecka krzyczano na mnie "Nie pij wody z kranu! Rozchorujesz się i będzie cię bolał brzuch!". Czasami nalewałam sobie trochę do szklanki, ale tylko wtedy gdy zapomniałam kupić czegoś do picia a woda w czajniku była za gorąca. Była niedobra, śmierdziała chlorem i chciało się po niej jeszcze bardziej pić. To jednak nic w porównaniu z wodą w Warszawie. Do dziś pamiętam smak herbaty, którą poczęstowała mnie koleżanka gdy ją odwiedziłam. Po takich doświadczeniach ciężko mi się przełamać i całkowicie zrezygnować z butelkowanej wody. Mimo, że od czasu do czasu piję Wienerwasser (np. na mieście gdy podawana jest razem z kawą i przynoszona w szklance), to będąc w mieszkaniu ciężko mi odkręcić kran, tak po prostu nalać sobie wody i ją wypić. Gdzieś głęboko w podświadomości mam zakodowane, że kranówa jest paskudna i gdy widzę skąd się wydostaje, to nie mam ochoty jej próbować. Powoli się przekonuję, ale nadal kupuję butelkowaną wodę niegazowaną, mimo że jest dwa razy droższa od tej z bąbelkami i w sklepie czasami trzeba się nieźle jej naszukać.
4. Spittelau.
Czy spoglądając na budynek na zdjęciu wpadlibyście na to, że jest to... spalarnia śmieci? Spittelau jest przykładem tego, że dzięki nowoczesnym technologiom tego typu obiekt nie musi być wcale uciążliwy dla otoczenia, a wręcz może stać się dumą miasta!
Na początku funkcjonowania spalarnia dostarczała energię cieplną pobliskiemu szpitalowi. Obiekt od początku budził kontrowersje i jego powstaniu sprzeciwiali się nie tylko ekolodzy, lecz przede wszystkim sami mieszkańcy. Po pożarze i wielu publicznych dyskusjach, odbudowano Spittelau, wyposażając spalarnię w najnowocześniejsze urządzenia i technologie. Nowy, niespotykany wygląd budynku niczym z "Baśni tysiąca i jednej nocy" jest dziełem lokalnego artysty, Friedensreicha Hudertwassera. Uważał on, że pospolita i często bezduszna architektura nie tylko obiektów przemysłowych, ale także budynków mieszkalnych i użyteczności publicznej to takie samo zanieczyszczenie środowiska, jak emisja pyłów z kominów, wylewanie ścieków do rzeki czy zatruwanie gleby. Dzieła Hudertwassera pojawią się także w moich kolejnych wpisach z cyklu Wiedeńskie ciekawostki i absurdy!
Źródło: www.wien.gv.at |
Emisja zanieczyszczeń znajduje się pod stałą kontrolą, a jej wyniki są na bieżąco prezentowane mieszkańcom na tablicach świetlnych rozmieszczonych w kilku punktach miasta. Spittelau jest przykładem tego jak kontrowersyjny budynek przemysłowy zyskał powszechną akceptację wśród mieszkańców Wiednia i stał się jedną z wizytówek miasta.
Podoba Wam siÄ™ nowy cykl tematyczny? :)
Fajna ta spalarnia śmieci :D
OdpowiedzUsuńTak czasami bywa, że nie to się zobaczy, czego można było się spodziewać. To rozczarowuje niestety. Dunaju w jego prawdziwym korycie nie ma, ale miasto jest zabezpieczone przed powodzią w jakimś stopniu. Spalarnia śmieci wygląda trochę zabawnie i z pewnością nie szpeci miasta. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękne widoczki ;)
OdpowiedzUsuńWięcj proszę :)
OdpowiedzUsuńNo spalarnia robi wrażenie, w życiu bym się nie domyśliła, że to coś takiego :). Wpis bardzo interesujący swoją drogą :)
OdpowiedzUsuńSpalarnia podchodzi mi pd domek Muminków, tylko bardziej kolorowa :D
OdpowiedzUsuńŚwietne fotki. A spalarnia...bardzo mnie urzekła.
OdpowiedzUsuńŚwietne fotki. A spalarnia...bardzo mnie urzekła.
OdpowiedzUsuńJa będąc w Holandii tez musiałam nieco zmienić myślenie odnośnie wody z kranu, aczkolwiek piłam ją zawsze z tabletkami do rozpuszczania typu Plusz :) ciężko jest się odzwyczaić od takich nawyków, które nam wpojono :)
OdpowiedzUsuńJaka fajna ta spalarnia śmieci:)
OdpowiedzUsuńpiekne zdjecia:) marza mi sie wakacje w Wiedniu:)
OdpowiedzUsuńŚwietny post, będę czekać na kolejne części :) Miałam tak samo z wodą w Atenach - podawali kranową do każdego posiłku, a ja się doszukiwałam w tym próby otrucia :)
OdpowiedzUsuńAle tam uroczo :)
OdpowiedzUsuÅ„PrzepiÄ™kne Miejsce♥ Za rok już tam bÄ™dÄ™:) PozazdroÅ›cić, mieszkania w takim pieknym miejscu:) Obserwuje♥
OdpowiedzUsuńhttp://spelniaj-twoje-marzenia.blogspot.com/
Pozdrawiam:*
Lubię takie ciekawostki o innych krajach i miejscach, bo kocham podróżować :) Akurat w Wiedniu byłam wielokrotnie, całkiem lubię to miasto, w zeszłym roku udało mi się zawitać nawet dwa razy :)
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam nic z takim zaciekawieniem :) ciekawe wygląda ta spalarnia :)
OdpowiedzUsuńCiekawa sprawa z tą wodą z kranu :)
OdpowiedzUsuńZaszokowało mnie to o Dunaju, a jeszcze bardziej to z plażami nudystów... Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam, chyba podobnie jak Ty na początku ;) Przeczytałam z ogromnym zaciekawieniem i czekam na więcej! Też mam opory przed wodą z kranu, ale tutaj jest zdecydowanie ohydna
OdpowiedzUsuńPięknie i ciekawie to wszystko opisałaś :) Już nie mogę się doczekac dalszego ciągu :) Ta spalarnia smieci wygląda rewelacyjnie :)
OdpowiedzUsuńWidzialam ta spalarnie ;)
OdpowiedzUsuńW Niemczech i chyba gdzies w glab Czech tez sa takie fabryki recyclingu z pieknymi ozdobnymi budynkami!
Czekam na kokejny post z tego cyklu!
Ojej, jaki wspaniały blog, a wpis prześwietny! W Wiedniu byłam jedynie na jarmarku świątecznym, więc trochę żałuję, że tak krótko ;). Co do wody - mieszkam na Śląsku, więc wiem, o czym piszesz! O warszawskiej wodzie jedynie słyszałam, ale widzę, że rzeczywiście coś jest z nią nie tak :P
OdpowiedzUsuńAle fajnie! zazdroszczę:) chciałabym tak gdzieś pomieszkać z rok (może być i nawet pół roku;)), poznać nowych ludzi, kulturę i trochę liznąć języka:D:) a Wiedeń piękne miasto:) byłam raz, ale niestety krótko;)
OdpowiedzUsuńDunaj na zdjęciach wygląda jak z bajki, też bym się spodziewała oświetlonych uliczek idealnych na romantyczne spacery. Natomiast najbardziej zaciekawiała mnie oryginalna budowla, jestem pełna podziwu dla człowieka który tworzy takie oryginały :)
OdpowiedzUsuń